14.06.2011 15:43
Jak zacząłem swoją przygodę
Wzięło mnie ostatnio na wspomnienia, a że nie zamieściłem tu jeszcze niczego treściwego postanowiłem przelać to na „wirtualny papier”.
Pamiętam jak dziś wakacje roku 2007 gdy zakupiłem swój pierwszy jednoślad- Peugeota Vivacity z roku 2000. Powrót skutera w bagażniku samochodu, pierwszy wyjazd, pierwsze kilometry, pierwsze przygody z dwoma kółkami związane.
Jeździłem nim przez trzy lata, a po tym czasie był już po niemalże całkowitym tuningu mechanicznym więc poruszał się, jak na skuter, bardzo sprawnie :)
Wspominam go bardzo dobrze, z nieodłączną łezką w oku- w końcu pierwszego sprzętu się nigdy nie zapomina.
Przyszedł jednak taki okres, gdy prawo jazdy kat. A zdane, nadal brakuje tej mocy i brakuje biegów. Cóż było robić, sprzedałem i wymieniłem na większy, ale też czarny :)
Pewnego dnia przeglądając jak co dzień allegro wypatrzyłem go i wiedziałem, że będzie mój. Suzuki Savage 650- piszą, że dzikus (ang. Savage- dzikus), ale co tam, spodobał mi się od razu.
Pierwsza przejażdżka u sprzedawcy- powoli, powoli- czuję respekt, ale motocykl trzeba sprawdzić. Odwijam gaz- zapieram się na kierownicy, bo ma moment niemalże od jałowych obrotów.
Pierwszy bieg, drugi, trzeci- dobra, bez przesady. Ale wiem, że będzie mój.
Niezbędne formalności załatwione, sprzęt na przyczepę i spowrotem do domu.
Najbardziej pechowym chyba był dzień rejestracji. Rano w urzędzach kilka godzin, pozniej ubezpieczenie i w tymi papierkami i blachą do garażu. Ok, blacha przykręcona- wypadałoby się przejechać i poznać maszynę. Odpalam, odpalam- nie łapie. Co jest? Kranik ok, paliwo jest. Pewnie świeca. Szczęśliwie w sklepie motoryzacyjnym w moim mieście dostałem świecę do mojego Suzuki, także nie musiałem wjeżdżać do zakorkowanego Gdańska. Po wymianie świecy odpala- jest dobrze. Myślę, gdzie wybrać się w pierwszą przejażdżkę. Wybieram znaną tutejszym motocyklistom trasę Żuławską, czyli jakieś 15km ładnych po wsiach drogą o całkiem ładnych zakrętach. Wracam do domu i ku mojemu zdziwieniu nie mam blachy! Czyli jakis tydzień w plecy i oczywiście 50zł za nową tablicę. Wniosek z tego taki żeby nie ufać podkładkom pod tablicę choćby była nie wiem jak gruba i sztywna. Od tej pory zawsze staram się jakąś śrubką przytwierdzić blachę na stałe.
Cóż, pierwsze wspomnienia o prawdziwym motocyklu mają już rok, a ja staram się stawać coraz lepszym motocyklistą. Mój piąty sezon na drodze trwa- świeżakiem już chyba nie jestem, ale wiadomo, żeby być mistrzem brakuje jeszcze sporo.
A co przyniesie przyszłość? Zobaczymy :)
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)